Muzyka

środa, 29 czerwca 2016

Rozdział 30 "Gdy cały twój świat leci w dół, ty spadasz razem z nim"

-Kochanie, widzę, że coś się dzieje. W kinie, z Carmen, rozmawiałyście po polsku... O co chodziło? Widzę, że coś się dzieje... Martwię się...Nie podoba mi się, że cały czas coś do siebie macie. Ludziom trzeba dawać drugą szansę i wybaczać. Nawet, jeśli to trudne.
-Charlie... Chodzi o to, że... Już nie ważne...
-Kochanie, o co chodzi, powiedz mi.
-Nie, serio Charlie, po prostu jestem o nią zazdrosna, okej?
Nie, on się nie może dowiedzieć. Dam sobie radę sama.
-Ej, nie masz o co. Jestem tylko twój i tylko ciebie kocham!
Niebieskooki cmoknął mnie w usta i spojrzał mi rozbawiony w oczy. Tylko, że mi do śmiechu wcale nie było.
-Charlie, jestem zmęczona, chce już się położyć...
-Jasne kochanie, ja już idę.
Pocałował mnie raz jeszcze i odwrócił się w stronę drzwi. Nagle dostałam sms'a.

~Od Nieznany

Ty suko. To jeszcze nie koniec. To dopiero początek.

Do oczu napłynęły mi łzy. Mój rozpaczliwy i błagalny szept odbił się cicho po pokoju.
-Charlie? Zostań ze mną...
Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony po czym położył się obok mnie i przytulił. Wtuliłam się w jego ciepłe ramiona i po chwili słyszałam jak oddech blondyna uregulował się. Zasnął. Mnie samą po kilku minutach Morfeusz zabrał do swojej krainy...

~Pauline

Obudziłam się rano z bólem głowy, ale był do zniesienia. Albo mam mocną głowę do alkoholu, albo wcale nie wypiłam tyle ile mi się wydawało. Poszłam do kuchni i zdjęłam apteczkę z górnej półki. Wyjęłam z niej leki przeciwbólowe i szybko łyknęłam popijając wodą. Postanowiłam odpuścić sobie dzisiaj szkołę i zostać w domu. I tak jest piątek. Przebrałam się w wygodne dresy i położyłam na kanapie.




Rodzice już dawno wyszli do pracy. Sięgnęłam po telefon i odruchowo wybrałam numer do... Leo. Nim zdążyłam się rozłączyć brunet odebrał.
-Pauline?!
Nie był zdziwiony ani zły, raczej szczęśliwy.
-Przepraszam Leo, pomyliłam numery...
-Nic nie szkodzi...-w jego głosie było słychać rozczarowanie- Możemy się spotkać i pogadać?
-Raczej nie Leo... Nie teraz.
Nacisnęłam czerwoną słuchawkę i rozpłakałam się. Tak bardzo chcę go teraz przytulić, poczuć jego usta, jego bliskość... Ale wiem, że nie mogę. Nagle drzwi otworzyły się z hukiem, a do środka wparował Ash.
-Zbieraj się mała, idziemy na imprezę!
-Ale... Po tym co się wczoraj działo... Nie wiem czy powinnam...
-Nie jestem zły, masz półtorej godziny, żeby się wyszykować!
Skinęłam głową i poszłam do swojego pokoju. Wyjęłam z szafy przypadkowe ciuchy i ruszyłam do łazienki przygotować się.



Gotowa zeszłam na dół. Na mój widok Ashowi opadła kopara.
-Wooooow... Wyglądasz tak seksownie...
Pominęłam ten komplement.
-Kiedy wychodzimy?
-Za chwilę ma być tu Mike.
-Okej...
O nie... Ten Mike? Pewnie tak... Na samo wspomnienie przechodzą mnie ciarki. Mam nadzieję, że chociaż ta impreza pozwoli mi zapomnieć... Usłyszeliśmy dźwięk klaksonu, więc wyszliśmy na zewnątrz. Przed moim domem stało czarne audi. Wsiedliśmy do środka i po 20 minutach byliśmy pod czyimś domem.

                                                                         ~***~
Nie wiem którego piłam już drinka, ale wiem, że byłam pijana. Ash co chwila podsuwał mi kolejne napoje, a ja mimo oporu wlewałam je w siebie. Po którejś z kolei szklance wódki z colą mój chłopak poprosił mnie do tańca. Stanęliśmy na środku, a chłopak poplótł mi ręce wokół bioder. Staliśmy bardzo blisko. Uhg, dlaczego ja się zgodziłam na żądania tej dziewczyny... Dlaczego takie rzeczy muszą do mnie docierać po pijaku? Przecież odkąd pamiętam byłam przeciwna takim imprezą, piciu i paleniu. A teraz co? Jestem głupia.  Z zamyślenia wyrwał mnie Ash. A raczej jego ręce znajdujące się na moim tyłku. Delikatnie ruszyłam biodrami, żeby je strzepnąć, ale nie przyniosło to żadnego skutku. Zamiast tego chłopak ścisnął moje pośladki i przybliżył się do mnie. Czułam jego oddech na szyi. Był tak blisko, że czułam jak mu... No właśnie. Gdy się zorientowałam natychmiast się odsunęłam.
-Lepiejjj idźmy juuuż do doooomu Ash.
Ledwo udawało mi się coś wyraźnie powiedzieć.
-Jasne, odprowadzę cię.
-Nie, nie trzeba, zamów mi taksówkę.
Wyszliśmy przed dom, gdzie po kilku minutach podjechała taksówka. Chłopak złożył soczysty pocałunek na moich wargach i wsadził mnie do taksówki. Po 20 minutach jazdy byłam przed domem. Wysiadłam z niej i ruszyłam w stronę drzwi wejściowych. Przed swoim domem, na chodniku, w szortach i samej bluzie siedział Leo...

~Leondre

Nie mogłem spać, więc narzuciłem na siebie bluzę i wyszedłem przed dom. Usiadłem na chodniku i pogrążyłem się w myślach. Po jakimś czasie pod dom Pauline podjechała taksówka, z której wysiadła blondynka. Była pijana i ledwo stała na nogach. Podbiegłem do niej i przytrzymałem ją. Bez słowa otworzyłem jej dom i zaprowadziłem ją do pokoju, starając się być tak cicho, żeby nikogo nie obudzić. Dziewczyna usiadła na łóżku i zaczęła wpatrywać się w moje oczy.
-Leeeoooo... Mój kochanyyyy Leioo... Jesteśś tuuuu ze ną?
-Tak kochanie, ale już śpij, bo jesteś pijana i pewnie nic nie będziesz rano pamiętać.
-Kochaaam Cię Leoo... Aleee nie moożemy byććć razeem...
Zdumiany wpatrywałem się w bełkoczącą dziewczynę.
-Tooo wszyskoo pszes nią... Onaaa mi zaproniła...
-Co? Co ty wygadujesz Paula...
-Całowałam się z Ashem.
Dziewczyna nagle jakby oprzytomniała i spojrzała wystraszona na mnie, jakby nagle zdając sobie sprawę z tego co powiedziała.
-Co?! Jesteś pijana...
-Nie Leo. Znaczy tak. Ale mówię prawdę. Muszę z nim być. Nie chce, bo kocham ciebie.
Poczułem ukucie w sercu. Może i była uchlana w trzy dupy, ale mówiła szczerze.
-Też cie kocham, ale też mówię prawdę karząc ci iść spać, bo jesteś pijana.
-Dopsze...
Po chwili blondynka zapadła w głęboki sen, a ja wpatrywałem się w nią przez kilka minut. Zdjąłem jej buty, i sukienkę, zostawiając w samej bieliźnie. Cholera, była taka piękna. Idealna. Ale o co jej chodziło, kiedy mówiła, że nie może ze mną być, bo ktoś jej kazał być z Ash'em? To straszne... A jeśli ktoś jej groził? Co jeśli to... O nie... Nie możliwe, znam Nevie i wiem, że ni zrobiłaby tego.
Wyszedłem z jej domu, a na chodniku ujrzałem Asha.
-Czekałem na ciebie...

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jak wam mijają wakacje? Mi zapewne super!
Tak, ustawiłam automatyczną publikację na dany dzień i godzinę, więc no...
Pewnie nie mam teraz internetu, kiedy to czytacie, albo latam po sklepach,
albo coś zwiedzam! Na pewno się świetnie bawię!
Komentarze na pewno czytam w wolnych chwilach w hotelach, w których jest wi-fi...
Dziwnie pisze się notkę na zaś...
Dobra, nie wiem co wam napisać, ale mam nadzieję, że świetnie się bawicie,
ale mimo to macie czas na czytanie!!!
Kocham was!!!

wtorek, 21 czerwca 2016

Rozdział 29 "Ups... Zabolało"

-Eh... Zawiesili  obydwojga na dwa tygodnie...
-I dobrze. Odpocznę od nich.


                                                                           ~***~
-Hej Ash, jak tam?- przywitałam chłopaka całując go w policzek.
-No jest okej, rodzice jakoś przeżyli wiadomość, że mnie zawiesili...
Wzruszył ramionami i popatrzył mi w oczy. Zaczął się do mnie przybliżać. Jego usta wpiły się w moje, a ja stałam sztywno jak patyk. Teraz już mam pewność, że nic, ale to nic do niego nie czuję. Przyjaźnimy się. Jeszcze.
-To co piękna? Może poznam cię z moimi kolegami?
-Okej...-nie chciałam nikogo poznawać, a już na pewno nie jego kumpli. Ale muszę się zachowywać jak jego dziewczyna. W końcu nią jestem.
-Dobra, to idziemy!
Ruszyliśmy w stronę parku. Jak się okazało grupka gimnazjalistów już na nas czekała. Byli lekko wstawieni. Super.
-No witamy pannę Pauline!
Jeden z nich wstał i podszedł do mnie. Uściskał mnie i uśmiechnął się łobuzersko łapiąc mnie przy tym za tyłek. Przeszły mnie ciarki.
-No no, pilnuj jej Ash, żeby ci jej nikt nie zakosił!
-Jasne, będę pamiętał! To co robimy? A no tak, może was przedstawię! To jest Paula, Paula, to jest Carol, Mike, Robert i Grey.
-Hej wszystkim!- nieśmiało pomachałam ręką i uśmiechnęłam się.
-To co? Gramy w butelkę?
Ash poruszył zabawnie brwiami i zrobił minę pedofila. Usiedliśmy wszyscy w kółku, a do środka położyliśmy butelkę. Ja miałam kręcić pierwsza. Wypadło na Mike'a.
-Okej... To podejdź do tamtej dziewczyny i ją pocałuj.
Wskazałam jakąś szatynkę, a chłopak od razu do niej podbiegł. Odwrócił ją delikatnie i wpił się w jej usta. Wrócił na miejsce cały uśmiechnięty.
-To teraz ja.
Zakręcił butelką. Wypadło na Asha... Potem gra jakoś się potoczyła. W pewnym momencie do obiegu weszło... Piwo... Nie mam pojęcia czemu ja też piłam. Spojrzałam na kręcącą się po środku koła butelkę. Ta nagle zatrzymała się na mnie.
-No Pauline... Przeliż się z każdym po kolei.
Mike uśmiechnął się szyderczo a ja poczułam alkohol płynący w moich żyłach. Ile ja wypiłam tych piw? Cztery? A może do tego popiłam wódkę? Zaczęło się już ściemniać. Usiadłam na kolanach Mike i przybliżyłam się do niego. Nasze usta się zbliżyły, a chłopak wsadziłnmi język prawie że do gardła. Po kilku sekundach odsunęłam się od niego. Dość. Zaraz dojdzie do czegoś gorszego.
-Starczy. Ja już muszę iść. Pa Ash.
Podeszłam do mojego chłopaka i cmoknęłam go w policzek i chwiejnym krokiem odeszłam. Nie wiem jakim cudem doszłam do domu. Wzięłam szybki prysznic i położyłam się spać.


~Victoria
Gdy Charlie wyszedł od dyrektora był w paskudnych chumorze, więc pocałowałam go i kazałam pójść do domu odpocząć. Niestety komórka chłopaka dała o sobie znać. Charlie odebrał. Przysłuchiwałam się rozmowie, ale z serii "tak","nie","zapomniałem, bardzo cie przepraszam" i "jasne" niczego nie zrozumiałam.
-O co chodzi?
-To Carmen, przypomniała, że umówiliśmy się do kina.
-Zamierzasz iść?
-No...Tak? Ale ty idziesz ze mną.
Dla bezpieczeństwa i spokoju postanowiła jednak pójść i go pilnować. Nie dam się zastraszyć. Co ja mówię, już to zrobiłam.. Ale nie pozwolę, żeby jakaś lafirynda zabrała mi miłość mojego życia. Może mnie poniżać, zasługuje na to. Ale Charls nie.
-Dobra, idziemy. Tylko się przebiorę, ok?
-Jasne.
Poszliśmy do mnie do domu. Chłopak zajął się organizowaniem biletów, a ja wzięłam szybki prysznic i przebrałam się.

 Gotowa stanęłam w salonie i dałam znać blondaskowi, że możemy iść. Chłopak splótł nasze palce i ruszyliśmy do kina.

                                                                           ~***~
 Widząc mnie stojącą obok Charlsa dziewczynie opadła szczęka. Po chwili jednak szok minął, a dziewczyna uśmiechnęła się sztucznie.
-Hej kochanieńki!
Pocałowała chłopaka w policzek i zlustrowała mnie wzrokiem.
-A ty co tu robisz?
-Przyszłam. Razem z moim chłopakiem.
Położyłam nacisk na przed ostatnie słowo i uśmiechnęłam się zimno.
-Dobra dziewczyny, to co? Wchodzimy?
Skinęłyśmy głowami i ruszyliśmy do sali kinowej.
Film minął w miarę szybko, ale nie obyło się bez maślanych oczek Carmen do Charlsa. Chłopak nie wydawał się jednak zbytnio zainteresowany tym i z zaciekawieniem oglądał film. Gdy wyszliśmy zrobiło się ciemno. Ruda małpa próbowała wyciągnąć jeszcze gdzieś Charlsa, ale blondas stanowczo odmówił. Pożegnaliśmy się i już mieliśmy odejść, gdy dziewczyna mnie zawołała.
-Victoria! Chodź tu na chwilę!
Krzyknęła do mnie po polsku, a ja wiedziałam, że to nie będzie miła rozmowa. Na sztywnych nogach ruszyłam w jej kierunku. Charlie przyglądał się całej sytuacji z boku.
-A teraz mnie posłuchaj szmato. Odwal się od niego, bo pożałujesz.
-On kocha mnie.
-Tylko mu się tak wydaje, a nawet jeśli, to co mnie to obchodzi? On jest mój! Nie powinien marnować się przy takiej bezwartościowej szmacie.
Ups... Zabolało. Odwróciłam się na pięcie i pomaszerowałam do domu.

                                                                             ~***~
Leżałam na łóżku i przeglądałam social media, gdy ktoś nacisnął klamkę w drzwiach.
-Mogę wejść?
-Jasne, wchodź.
Drzwi otworzyły się i w progu stanął zmartwiony Charls.
-Hej kochanie, możemy pogadać?
-Jasne, siadaj.
Poklepałam miejsce obok mnie, a chłopak od razu je zajął.
Spojrzał mi w oczy, po czym zaczął mówić.
-Kochanie, widzę, że coś się dzieje. W kinie, z Carmen, rozmawiałyście po polsku... O co chodziło? Widzę, że coś się dzieje... Martwię się...Nie podoba mi się, że cały czas coś do siebie macie. Ludziom trzeba dawać drugą szansę i wybaczać. Nawet, jeśli to trudne.
-Charlie... Chodzi o to, że...

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dobra, to teraz sprawy organizacyjne na początek!
Wena i chęci... Jeszcze nie wróciły w pełni, ale bloga nie zawiesze.
Z racji, że wyjeżdżam w sobotę na trzy tygodnie, rozdziały będą publikować się automatcznie!
Co ile? Nie wiem, ale myślę, że tak jeden, albo dwa w tygodniu!
Znowu piszę notkę na zaś, co jest dziwne...
Jest sobota, staram się napisać rozdział 31, jak mi to wychodzi... Jako tako...
Dobra, nie zanudzam was już!
Kocham Was i dziękuję za wszystkie komentarze pod tamtym rozdziałem!


piątek, 17 czerwca 2016

Nowy Rozdział!!



Zapraszam was kochani na nowy rozdział na drugim blogu!
 Nareszcie jest! Ktoś czekał i wgl jeszcze pamięta?


Tu macie link:







wtorek, 14 czerwca 2016

Rozdział 28 "Każdy ma swoje tajemnice."


Przeczytaj koniecznie notkę!! Czy zawieszam bloga? Całkiem możliwe... :'(

Dla Agatki za piękne nagrania na snapie które tyle mi dały szczęścia!! Dziękuje!

~Od Charls <333
Kochanie, potrzebujemy twojej pomocy.
Możesz pójść po mamę Leo i przyjść z nią do ich szkoły?
Mamy problem. Poważny.  
 
-Muszę lecieć. Pa! - rzuciłam szybko i wybiegłam ze szkoły.
Pobiegłam prosto do domu bruneta. Nie wiem co się stało, ale nie brzmiało to zbyt dobrze. Zapukałam energicznie do domu Devries'ów. Otworzyła mi Tilly.
-Hej mała, jest mama?
-Jest, a coś się stało?
-Nie wiem, ale Leo ma jakieś kłopoty i musi pilnie jechać do szkoły.
-Matko... Już ją wołam, wchodź.
Brunetka zawołała kobietę, która już po chwili stała w korytarzu z kluczykami w ręce i gotowa do wyjścia.
-Vi? Idziesz ze mną?
-Tak, jasne. Coś czuję, że to może dotyczyć nie tylko Leo, ale i Charlsa.
Wsiadłyśmy do samochodu i po pięciu minutach byłyśmy pod szkołą Leo i Pauli. \
~Pauline
Czekałam niecierpliwie na koniec lekcji. Gdy zadzwonił upragniony dzwonek pobiegłam natychmiast na miejsce spotkania z Ashem. Chłopak czekał już tam na mnie uśmiechnięty od ucha do ucha. Podeszłam do niego i odwzajemniłam uśmiech.
-Jestem, to o czym chciałeś porozmawiać?
- To jak? Podjęłaś już decyzję?
- Tak. Zgadzam się. Doszłam do wniosku, że ja i Leo.. To nie ma sensu. Powinnam sobie znaleźć innego chłopaka. Ja i on... To nie wyjdzie. Ja go nie kocham.
-To świetnie! Znaczy... Super, że się ze mną spotkasz... To może kino jutro o 18?
- Jasne, czemu nie! Ale chyba nie o tym chciałeś pogadać prawda?
- No nie... Chodzi mi... O nas.
Totalnie mnie zamurowało. Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Kątem oka zauważyłam... Leo?! O nie.. Będą kłopoty... W sumie, to tak będzie lepiej, jeśli znajdę sobie innego chłopaka. A Leondre inną dziewczynę. Tak, tak będzie lepiej...
- Ja... My... EE.... Ash... Co???
-Kocham Cię Pauline.
Kłamstwo. Ciągle powtarzałam sobie, że tak będzie najlepiej.
- Ja chyba... Też...
Dostrzegłam blask w jego oczach. On mi się... Naprawdę podoba... Po chwili chłopak przysunął się do mnie i... Wpił w moje usta. Nie oddałam pocałunku. Nie chciałam, żeby mnie całował. Ale pozwoliłam mu na to. Tak będzie najlepiej. Po chwili poczułam jak Ash gwałtownie się ode mnie odsuwa. A raczej ktoś mu w tym pomaga. Brunet szarpnął nim tak, że ten poleciał na plecy. Po chwili oboje zaczęli się bić. Ash uderzył Leo pięścią w twarz. Ten odwzajemił to przywaleniem z łokcia w oko. Gdy szok minął spróbowałam ich rozdzielić. Zaczęłam krzyczeć to na jednego to na drugiego. Próbowałam ich rozdzielić, ale skończyło się to tym, że Leo niechcący mnie uderzył. Upadłam na ziemię. Nagle, ni stąd ni zowąd koło nas pojawił się Charlie. Próbował nieskutecznie ich rozdzielić, ale w zamian również otrzymał pięścią w twarz od Asha. Nie mogłam już na to patrzeć. Wzięłam głęboki wdech, ale mimo to aż kipiłam od złości. Odezwałam się zimnym i surowym tonem starając się nie krzyczeć.

- Macie w tej chwili przestać. Już.
Położyłam nacisk na ostatnie słowo. Chłopcy popatrzyli się na mnie zdezorientowani. Oboje mieli podbite oczy, pełno siniaków, zadrapań. Leo do tego miał rozciętą brew.
- Leondre Devries. Ashton Hills. Pauline Smith. Charlie Lenehan. Cała czwórka do mojego gabinetu. Natychmiast.
Wszyscy przenieśli spojrzenie na stojącego za nami dyrektora. Widząc w jakim stanie są Leo i Ash kazał iść im najpierw do pielęgniarki. Ja i Charlie posłusznie udaliśmy się za nim.
                                                                           
                                                                           ~***~
-To jego wina!
-To ty się na mnie rzuciłeś!
-Mogłeś nie całować mojej dziewczyny!
-Teraz to moja dziewczyna! A jeśli chodzi o bójkę to chętnie przylałbym ci jeszcze raz.
Nie mogłam już dłużej słuchać i patrzeć jak Ash i Leo skaczą sobie do gardeł.
-Spokój. Już. Obaj jesteście beznadziejni! Jeden z was w trakcie tej bójki uderzył mnie w twarz, a drugi przywalił Charliemu! Spójrzcie na nas. Charlie ma wielką śliwę pod okiem, a ja mam rozciętą wargę! Jesteście z siebie zadowoleni?!
- Boże... Pauline... Przepraszam, ja nie chciałem.
-Może jeszcze mi powiesz, że na Asha też nie chciałeś się rzucać, co?
-Pocałował cie!
-Nie jesteśmy już razem! Teraz jestem z nim! I nie krzycz na mnie!
Czując napływające mi do oczu łzy wybiegłam z gabinetu. Tak bardzo nie chciałam mu tego mówić. Nie chcę go tak ranić. Usłyszałam jak ktoś mnie woła. Wbiegłam do damskiej toalety. Ten ktoś wbiegł za mną i objął mnie mocno.
-Ciiii... Już dobrze mała... Spokojnie. Popatrz na mnie Pauline...
Podniosłam delikatnie wzrok i spojrzałam na blondyna. 
-Charlie... Ja...
-Nie musisz mi się tłumaczyć. Spokojnie.
-Muszę. I chcę.
-Dobrze, Paula, dlaczego zerwałaś z Leo? To wszystko co on mówi... To prawda?
-Nie... Ja nie chciałam Charlie. Ja go kocham. Ale tak będzie najlepiej. Ja musiałam.
-Ale dlaczego? Nie wierzę, że tak po prostu uznałaś, że tak będzie lepiej. Pauline... Ranisz siebie i jego. To ma być dla ciebie lepsze rozwiązanie? 
-Ja... Charlie, ty nic nie rozumiesz.
-To mi wyjaśnij. Obiecuję, że nic nikomu nie powiem. I dlaczego Ashton? To nie jest odpowiedni chłopak dla ciebie. Uwierz mi...
-Charlie... Ja...-spojrzałam mu w oczy i wzięłam głęboki wdech- Całowałam się z Ashem.
-CO?!
-Ja nie wiem... Nie umiem wyjaśnić dlaczego... Tak jakoś wyszło...
-Kochasz go?
-Nie... On na prawdę jest super i bardzo mi się podoba, ale nie...
-To dlaczego nie Leo? Dlaczego on?
-Tak musi być.
-Nie Pauline. Tak nie może być.
Położył nacisk na 'nie' i spojrzał na mnie rozgniewany.
-Charlie... Proszę...
-Dobrze, przepraszam. Ale nie wierzę ci, że to tylko dla tego. Przecież gdybyś mu to powiedziała, on by ci wybaczył!
-Charlie... To nie jest takie proste. Masz rację, nie tylko o to chodzi. Nie mogę ci powiedzieć. Nie teraz. Dam sobie sama z tym radę. Naprawię wszystko Charlie. Ale... Dlaczego wy wszyscy macie coś do Asha? I dlaczego Leo nie robi nic z Nevie?
-To nie jest takie proste Paula. Uważam, że to Leo powinien ci to wszystko wytłumaczyć.
-No cóż... Każdy ma swoje tajemnice.
Po tych słowach wyszłam z toalety i udałam się z powrotem pod gabinet. Akurat z pomieszczenia wychodził Leo z panią Victorią. Asha już nie było,a na ławce przed drzwiami siedziała Viki i Tilly. Dziewczyny zamieniły kilka słów z kobietą i podeszły do mnie.
-Ouuu... Twoja twarz. Kto cię tak załatwił?
-Twój brat.
-Co? Jak to? Przecież Leo w życiu by nie podniósł na ciebie ręki!
-Próbowałam ich rozdzielić i oberwałam. A właśnie i co tam po rozmowie z dyrektorem?
-Eh... Zawiesili  obydwojga na dwa tygodnie...
-I dobrze. Odpocznę od nich.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jestem... Nie dodawałam nic długo, bo po prostu nie miał ochoty...
Nawet nie chce mi się znowu tego pisać, bo już w komach pod rozdziałami u innych to pisałam...
Nie mam ochoty, siły, satysfakcji... Nic.
I tym razem nie jest to tak, że po prostu tak mówię, żeby usłyszeć coś miłego od was...
Zastanawiam się czy nie zawiesić bloga i to nie jest kolejny żart...
Nie widzę na razie w tym sensu...
Jeśli rozdziały mają być byle jakie to lepiej, żeby ich nie było... A napisanie takiego rozdziału też trochę zajmuje...
Nie musicie mi nawet pisać jak wy uwielbiacie mojego bloga i wgl... Ja wiem, że niektórym to się podoba...
Nie wiem jak, ale nawet ostatnio dostałam na snapie od Agatki wspaniałe nagrania! Naprawdę bardzo ci za nie dziękuję, bo gdyby nie ty, to nie byłoby tak szybko rozdziału...
Mam jeszcze dla was jeden rozdział i początek 30 rozdziału...
A potem? Może wena i chęci wrócą a może nie...
Może to będzie koniec? 
Nie wiem... Nie wiem nawet czemu tak jest ze mną... 
Wiele z was przestało pisać komentarze, a nawet nie wiecie ile mi one dawały!
A teraz? Mam prawie 10k wyświetleń... A komentuje ok 7 osób...
Czy jest mi przykro? Bardzo...
Nie wjem nawet czemu tak jest...
To FF nawet mi samej się średnio podoba, ale obiecuje, że następne będzie czymś innym i nowym!!
O ile wgl zacznę dalej je pisać...
Nie wiem co tu jeszcze napisać...
Next będzie może w tym tygodniu...
Jeśli będę chciała go dodać...
Nie musicie mi nawet pisać, że co ja fadam i mnie motywować....
Może samo przejdzie...
Nie wiem.

wtorek, 7 czerwca 2016

Rozdział 27 " Lepsza jest najgorsza prawda od najlepszego kłamstwa"


~Pauline

Gdy Leo wyszedł opadłam ciężko na łóżko. Pod moimi powiekami zebrały się łzy. Moim ciałem wstrząsnął szloch, a po moich policzkach zaczęła spływać woda, tak parząca duszę niczym ostra maczeta przecinająca kawałki ciała. ( czytaj łzy xDDD) Złapałam za pierwszą rzecz jaka wpadła mi w ręce i rzuciłam nią z całej siły w ścianę. Nie mogłam opanować płaczu i wściekłości. Krzyczałam na całe gardło. Rzucałam poduszkami, krzesłem, budzikiem... Wszystkim. Wpadłam w histerię. Osunęłam się na ziemię i zaczęłam krzyczeć jeszcze głośniej. Ktoś wbiegł do mojego pokoju i zamknął mnie w żelaznym uścisku. Wtuliłam się w drobną postać i wykrzyczałam się jej do ramienia. Wtuliłam się w dziewczynę i zaczęłam powoli i głęboko oddychać.
-Lepiej?
-Trochę... Viki, co ty tu robisz?
-Darłaś się tak, że na ulicy było cie słychać. Wracałam akurat do domu po rozmowie z Leo i...
-To moja wina... To wszystko moja wina...
-Paula, co się stało?
-Bo.. Bo Leo tu był... I my... Zerwaliśmy... To moja wina.
-Nie mówisz mi wszystkiego. Gdyby coś się nie stało, nie pozwoliłabyś na to.
-Ja... Całowałam się z Ashem.-wypaliłam nie patrząc dziewczynie w oczy.
-CO?!KIEDY?!
-Dzisiaj... Jakieś dwie godziny przed tym, jak przyszedł do mnie Leo.
Zaczęłam opowiadać przyjaciółce o wszystkim, co się wydarzyło. Gdy skończyłam blondynka patrzyła się na mnie oczami wielkości pięciozłotówki.
-Jak... Dlaczego? Przecież Leo cie kocha... A ty jego?
-Ja też go kocham... Chyba... Nie wiem.. Po prostu... Chwila słabości? Dlaczego to wszystko zawsze musi się chrzanić?!
-Tak musi być. Gdyby nie było problemów, nigdy byśmy nie byli na prawdę szczęśliwi. Problemy zbliżają ludzi, pozwalają odkryć prawdziwą miłość...
-Skąd się w tobie biorą takie mądre słowa?-zaśmiałam się ocierając łzy.
-Z serca.
Wzruszyła ramionami i wstała z podłogi. Rozłożyła się na moim łóżku i uśmiechnęła do mnie.
-Pójdę już spać, jutro szkoła... Zostaniesz na noc?
-Nie mogę, ale przyjdę po ciebie rano, ok?
Skinęłam głową i wyjęłam z szafy piżamkę.
-Victoria? Za dwa tygodnie urodziny Charlsa, nie?
-Tak, mam już pomysł gdzie was zabieram...
Spojrzałam się na nią pytającym wzrokiem, ale dziewczyna już mi pomachała i wyszła. Zostałam sama. Weszłam do toalety, umyłam się i położyłam do łóżka. Długo nie mogłam zasnąć. Myślałam nad dzisiejszym dniem. Może następny dzień będzie lepszy...
~

Obudziłam się rano i wyjrzałam przez okno. Jak na październik było bardzo ciepło. Ubrałam się więc w lżejsze ciuchy i umalowałam delikatnie.
Zeszłam gotowa na śniadanie.W domu nikogo nie było. Złapałam szybko chleb i nutellę. Posmarowałam trzy kromki i skończyłam jeść akurat w momencie, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Ociągając się wstałam i poszłam otworzyć. Przywitał nie radosny uśmiech dwóch przyjaciółek.
-Hej!
Przywitały się przekrzykując jedna drugą.Uściskałam je i pobiegłam bez słowa po plecak.
Weszłyśmy do szatni i od razu natknęłam się na Asha.
-Hej piękna!
Dałam mu buziaka w policzek i uśmiechnęłam się słabo.
-Cześć...Muszę ci coś powiedzieć...
-Zamieniam się w słuch.
-Nie jestem już z Leo. I to twoja wina.
-Ale... To nie moja wina.
Spojrzałam na niego krytycznym wzrokiem, na co chłopak się zaśmiał.
-Skoro teraz jesteś już wolna, to może pójdziemy gdzieś razem?
-No... Może... Zastanowię się, ok?
-Dobra...
-Spotkajmy się na długiej przerwie na boisku, ok? Muszę sobie to wszystko przemyśleć...
-Jasne, będę czekał!
Cmoknął mnie w policzek i odszedł z zadowoleniem na twarzy. Odwróciłam się i pomaszerowałam w stronę mojej klasy. Usiadłam na ławce przed salą, włożyłam słuchawki w uszy i pogrążyłam się w muzyce. Nagle ktoś dotknął mojego ramienia. Otworzyłam oczy i uniosłam wzrok. Nade mną stał brunet ze spuszczoną głową.
-Leo?
-Pauline... Chciałem pogadać.
-Leo, ja dużo nad tym myślałam. Przepraszam. Za wszystko. Nie powinieneś był się we mnie zakochiwać. Nie powinnam była w ogóle się pojawiać w twoim życiu. Wybacz mi. Nie będziemy już razem. Nie chcę cie tak krzywdzić. Nie mogę. Nie kocham cie.
Jego oczy pociemniały. Wyraz twarzy diametralnie się zmienił. Już nie widziałam przepełnionego, kochającego chłopca, tylko zranionego i zrozpaczonego Leo. Ale my nie możemy być razem. Ja nie mogę go tak krzywdzić. . Za bardzo go kocham. Wiem, że ranię go tym co mówię, ale robię to dla niego. Nie jestem właściwą dziewczyną dla niego. Nie zasługuję na osobę, która zrobi wszystko, żeby ktoś był szczęśliwy. Nawet swoim kosztem. Pora, żeby on był szczęśliwy. A przeze mnie mu się to nie uda. Nie będę z nim, puki nie upewnię się, że nie czuję nic do Asha. To by było niesprawiedliwe w stosunku do niego. W dodatku, że ja chyba zaczynam się w nim zakochiwać... Odpędziłam szybko tę myśl. Leondre właśnie odwrócił się gwałtownie i wybiegł ze szkoły.
-Jesteś idiotką Paulina. Nie powinnaś się nigdy urodzić. Potrafisz ranić tylko wszystkich wokół siebie.- mruknęłam sama do siebie, akurat, gdy zadzwonił dzwonek.

~Leondre

 Po tym co powiedziała mi Pauline nie wytrzymałbym dłużej w szkole. Wyszedłem więc z niej i skierowałem się do... Nawet sam nie wiedziałem gdzie idę. Chciałem pogadać z Charlsem, ale pewnie jest w szkole i nie urwie się z lekcji tak jak ja. Nogi same poniosły mnie w kierunku parku. Postanowiłem napisać sms'a do przyjaciela. Może jednak znajdzie dla mnie czas.

~Do Charls

Masz czas? Muszę z kimś pogadać, jestem w parku.

Odpowiedź przyszła niemal natychmiastowo.

~Od Charls

Dla ciebie zawsze bracie, będę za 5 minut

Usiadłem na ławce i zamknąłem oczy, żeby powstrzymać napływające łzy. Nie wiem ile czasu tak siedziałem, kiedy ktoś usiadł obok mnie. Podniosłem wzrok na tą osobę.
-Cześć Charls...
-Co się dzieje Leo?
Spojrzałem na blondyna po czym opowiedziałem mu wszystko. Słuchał mnie uważnie, a z jego twarzy nie dało się wyczytać żadnych emocji. Gdy skończyłem mój monolog blondyn wziął głęboki wdech i odchylił głowę do tyłu.
-Wiesz Leo... Czasem ich nie rozumiem. Ale jeśli mówiła prawdę, że nie wyjdzie wam, że cie nie kocha... Myślę, że musisz dać jej trochę czasu.
-Ale ja nie wytrzymam bez niej. Nie potrafię bez niej żyć Charlie.
-Leo, nie możesz trzymać jej przy sobie na siłę, ale nie możesz odpuścić, słyszysz?
-Co ja mam zrobić? Jeśli nie będzie jej przy mnie... Ja oszaleje..
-Nie wiem. Bardzo chcę ci pomóc. Jeśli ją kochasz, to się nie poddawaj. Jeśli chcesz być obok niej, to bądź. Nawet jako przyjaciel.
-Nie rozumiem co się dzieje. Przecież była ze mną szczęśliwa... Zrobię tak. Powiem jej, że nie pozwolę jej odejść. Nawet, jeśli mam tkwić w jakimś friendzonie.
-Leo... Jeszcze jedno. Jeśli chcesz, żeby ona była z tobą powinieneś jej powiedzieć. O Nevie. O tym wszystkim. Nie możesz jej okłamywać. Szczerość i zaufanie.
Gdy to usłyszałem momentalnie zbladłem.
-Nie mogę... Ona mnie... Znienawidzi.
-Leo. Lepsza jest najgorsza prawda od najlepszego kłamstwa. Znienawidzi cie, jeśli dowie się o tym za późno. A teraz wracamy na lekcje.
Kiwnąłem głową i wstałem z ławki. Ruszyliśmy wolnym krokiem w drogę powrotną.

~Victoria

 Siedzieliśmy przed klasą, gdy komórka Charlesa zabuczała. Chłopak wyciągnął telefon z kieszeni i szybko przeczytał wiadomość. Gdy skończył jego twarz posmutniała.
- Kto to?
-Leo, chce ze mną pogadać. Coś się stało. Cholera.
-Idź Charlie, wytłumaczę cie jakoś.
Uśmiechnęłam się pokrzepiająco do chłopaka i pocałowałam go w policzek. Blondyn wziął kurtkę i wyszedł ze szkoły. 
Gdy zostałam sama natychmiast ktoś położył mi od tyłu rękę na ustach. Szybko się odwróciłam i ujrzałam ten piekielny wzrok. Chciałam krzyknąć, ale głos utknął mi w gardle. Carmen zaciągnęła mnie do toalety i przekręciła klucz w drzwiach. Sparaliżował mnie strach. Nie byłam w stanie się ruszyć.
-Masz mi coś do powiedzenia? Może chcesz za coś przeprosić?
I wtedy nagle przypomniały mi się słowa Charlsa. "Teraz jesteś starsza i silniejsza.". Poczułam jak wstępuje we mnie odwaga.
-Nie. Za nic nie zamierzam cie przepraszać. Nie mam za co. A teraz mnie wypuść.
Pewnym krokiem ruszyłam w stronę drzwi. Dziewczyna jednak zastąpiła mi drogę i pchnęła w stronę ściany. Zbliżyła się niebezpiecznie blisko i spojrzała mi w oczy. Już chciała coś powiedzieć, gdy zadzwonił dzwonek.
-Masz szczęście...
Szybkim ruchem znalazła się koło drzwi i wyszła na zewnątrz. Wzięłam kilka głębokich wdechów i ruszyłam w kierunku sali. Starałam się wejść niezauważona, ale niestety mi się to nie udało.
-Panno Hughes! A gdzie to się było? I gdzie jest pan Lenehan?
-Ja byłam w toalecie, przepraszam. Charlie... Jest u lekarza.
-Hmm... Nie wierzę, ale uznajmy to za prawdę. Siadaj.
Zdążyłam położyć plecak obok mojej ławki, gdy pani zawołała mnie z powrotem.
-Albo jednak nie. Przyjdziesz do odpowiedzi.
Super. Akurat gdy się nie nauczyłam ona musi brać mnie do odpowiedzi. Dzięki Carmen.
Oczywiście dostałam jedynkę. Po skończonej lekcji usiadłam z Les na ławce. Poczułam jak coś burczy mi w plecaku. Wyjęłam telefon i odczytałam wiadomość.

~Od Charls <333

Kochanie, potrzebujemy twojej pomocy.
Możesz pójść po mamę Leo i przyjść z nią do ich szkoły?
Mamy problem. Poważny.
 
______________________-_-_--__--_--_-_-_--_-__--_-_-___________________________________________

Mamy rozdział!
Mam teraz chwilowy problem z netem, więc rozdziały będą różnie.
Ta... Został mi odebrany laptop i telefon...
Dziękuję Asi za pomoc , ten tekst jest jej XD
Mówiłam, że będzie?
Notka będzie krótka, bo i tak coraz mniej osób mnie czyta...
Kilka osób komentujących odeszło...
Piszę aż tak źle?
Miałam nadzieję, że nie...
No cóż, jak widać jednak tak!
Ocenki już poprawione, więc mam czas dla was, ale
Oczywiście mam ograniczony telefon i laptopa...
Super....
Kocham Was i muszę lecieć na angola XD
Dobra, obiecany link! Walcie do niej drzwiami i oknami!!
Ten Super Blog!!

piątek, 3 czerwca 2016

Rozdział 26 "Miłość nie polega na tym, aby wzajemnie się sobie przyglądać, tylko, by patrzeć w jednym kierunku"

Dla FanGrilLia, dziękuję za pomoc przy rozdziale kochana<333
Kc Kc Kc Kc Asia<333

Lubiesz zwierzęta, prawda?
Ja też. Najlepiej martwe.
Też tak skończysz.
Moje ciało przeszedł dreszcz. Straciłam przytomność.

Ocucił mnie czyjś głos. Powoli otworzyłam oczy, ale światło było tak ostre, że zaraz je zamknęłam. Spróbowałam jeszcze raz i delikatnie zamrugałam.
-Vi?
-Charlie?-mój głos drżał- Co się stało?
-Jak przeczytałem tą karteczkę to straciłaś przytomność. Zaniosłem cie do pielęgniarki.
Do moich oczu napłynęły łzy. Czułam, że zaraz się opłacze.
-Choć tu...
Chłopak usiadł obok mnie, a ja wtuliłam się w niego. Do pomieszczenia wszedł dyrektor szkoły i Leslie.
-Victorio? Opowiesz mi co się stało?
Głośno przełknęłam ślinę.
-Zauważyłam, że zamek w mojej szafce jest jakby... Uszkodzony. Ale nie przejęłam się tym. Otworzyłam ją i spojrzałam na górną półkę. Odskoczyłam od niej z krzykiem, Charlie mnie złapał, potem Les zajrzała do szafki i zareagowała tak samo jak ja. Charlie podszedł do niej i wyjął taką zakrwawioną kartkę. Przeczytał ją, a potem nie pamiętam...
-Dobrze, a co było w szafce? I co pisało na kartce?
-W szafce leżał... Cały we krwi... Królik... Miał odciętą głowę, która leżała obok ciała...
Na wspomnienie tego widoku moim ciałem wstrząsł szloch. Charlie mocniej mnie przytulił i zaczął głaskać po głowie.
-Ciiii.... Spokojnie.
Spojrzałam na Les. Ona też płakała.
-Jest jeszcze coś panie dyrektorze... To był mój królik. Dzwoniłam do mamy i potwierdziła, że nie ma go w klatce...-Les była wyraźnie wstrząśnięta.
Ta ruda małpa zabiła królika Les i podrzuciła mi go do szafki. Jakim trzeba być potworem, żeby coś takiego zrobić. Skoro była zdolna do tego, to może zrobić krzywdę również mi.
-A ta kartka? Mogę ją zobaczyć?
Charlie niepewnie podał złożony na pół liścik.
-Wiesz może kto to mógł zrobić?-pokiwałam przecząco głową- To źle, bo nie będziemy w stanie wiele zrobić...
 Dyrektor wstał i skierował się do wyjścia. Popatrzyliśmy jeszcze na siebie, po czym również wyszliśmy z gabinetu pielęgniarki.Czekają mnie dzisiaj dwie poważne rozmowy. 
-Charlie? Możemy porozmawiać z Leslie? Same?
-Eh.. No dobrze, to ja wracam na lekcje..
Podszedł do mnie i szybko pocałował.
-Leslie...
-Po prostu mi wytłumacz. To był mój ukochany królik. Nie mam pojęcia jak ktoś go ukradł i... No wiesz. Czekaj... Ty chyba mnie nie podejrzewasz?
-CO? Nie, spokojnie... Ja wiem kto to zrobił. I uznałam, że skoro robi również tobie takie rzeczy, to powinnam ci o wszystkim powiedzieć...
-Czekaj, to coś z Carmen, tak? Dla tego jej nie ufasz?
Usiadłyśmy na ławce i rozpoczęłam mój monolog.
-Tak... Carmen i ja poznałyśmy się jak jeszcze mieszkałam w Polsce. W podstawówce. Przyjaźniłyśmy się od pierwszej klasy. W gimnazjum ona poznała inną, zerwała ze mną przyjaźń. Popadła w złe towarzystwo... Zaczęło się od wyzwisk, chamskich plotek itp. Potem zaczęła mnie prześladować. Razem z jej paczką. Bili mnie... Prawie na każdej przerwie. Robili to tak, żeby zostawiać jak najmniej śladów. Zgotowała mi w szkole prawdziwe piekło. Bałam się jej. Nie chciałam chodzić do szkoły. Wiedziałam co mnie czeka. Przez jakiś tydzień byłam w domu, bałam się wychodzić z łóżka. Moi rodzice nie mieli pojęcia co się ze mną działo. Mama kazała mi wrócić do szkoły. Gdy mnie zobaczyła, już wiedziałam, że jest wściekła. Zaprowadziła mnie do toalety, gdzie już czekała reszta. Zaczęli mnie okładać pięściami, rzucać mną o ścianę... Nie interesowało ich, czy zostaną jakieś ślady. W pewnym momencie ktoś rzucił we mnie rozbitą butelką. Krzyczałam, płakałam, błagałam, żeby przestali. Ale to ich tylko podsycało. Nie przestawali mnie okładać, a nawet zaczęli robić to jeszcze mocniej. Dostałam kilka kopniaków w brzuch. W pewnym momencie zwymiotowałam krwią. Jak to zobaczyli, ktoś złapał mnie za włosy i zaczął podtapiać w toalecie. Gdy prawie straciłam przytomność, gwałtownym ruchem zostałam wyciągnięta i uderzyłam w drzwi kabiny. Byłam ledwo przytomna, a oni się rozkręcali. Zaczęli po mnie skakać. W którymś momencie Carmen do mnie podeszła, przywaliła mi z liścia i powiedziała, że to za to, że żyję. Wtedy zapragnęłam umrzeć... Widząc moją obojętność wpadła w szał. Do tamtego pobicia zawsze tylko dostawałam kilka razy w brzuch, albo pięścią w twarz... Ale wtedy... Najpierw uderzyła mnie z pięści. Zaczęła skakać po moich kończynach. Słyszałam tylko jak coś chrupnęło. Nawet nie pamiętam co ze mną robiła. Czułam tylko potworny ból. W pewnym momencie musiałam stracić przytomność. Obudziłam się w szpitalu. Obok mnie siedziała zapłakana moja mama. Byłam w śpiączce przez trzy miesiące. Złamane trzy żebra, ręka, wstrząśnienie mózgu, woda dostała mi się do płuc, rozcięta głowa, podbite oko, do tego wiele urazów wewnętrznych. Były nie wielkie szanse, że kiedyś się wybudzę... Po tym co się wydarzyło opowiedziałam o wszystkim rodzicom. Zdecydowali, że się przeprowadzimy. Wyjechaliśmy z Warszawy do Krakowa. Uciekłam od niej. Uciekłam z piekła. Wreszcie byłam szczęśliwa. Przez dwa lata było dobrze. Rehabilitacja szła bardzo dobrze, wróciłam do zdrowia. Nie słyszałam już nic więcej o moich prześladowcach. Wiedziałam tylko, że zostali ukarani i umieszczeni w poprawczaku. Po wyjściu z niego Carmen wyjechała do Anglii.W te wakacje pojechałam jak co roku do Port Talbot na wakacje. Moi rodzice mieli przyjechać na dwa tygodnie, a potem mieliśmy razem wrócić. Ale zginęli w wypadku samochodowym... Zamieszkałam u cioci i mojej kuzynki. Na trasie, Leo nękała taka psychofanka. W sumie to nie groźna. Raz jej tylko odbiło. Charlie opowiedział mi wtedy, że w Bristolu też ma taką psychofankę. Dziewczynę, która uważa, że jeśli ona z nim nie będzie, to nie będzie żadna. Opowiedział mi trochę o niej, opisał, a ja już wiedziałam, że to ona. Charlie mnie uspokoił i powiedział, ze nigdy jej nie spotkam. Potem przeprowadził się do nas, do Port Talbot. Tego dnia, kiedy weszła do nas do klasy, od razu wiedziałam, że to ona. Wybiegłam z klasy, Charlie za mną. Kiedy wróciliśmy ona siedziała przed nami. Zaczęła z nami rozmawiać. Znaczy bardziej kleić się do Charlsa. Udawała miłą, że niby się zmieniła i tak dalej. Charlie jej wierzy. Pamiętasz, jak wpadłyśmy na siebie to biegłam do szafki. Kiedy ją otworzyłam wyleciała z niej kartka.-wyjęłam ją i podałam dziewczynie- Już wiedziałam, że to ona. I, że wcale się nie zmieniła. To nowy początek tego co było Leslie. I teraz jeszcze wplątałam w to ciebie... Przepraszam...
Płakałam już od dawna. Les z resztą też. Przyciągnęła mnie do siebie, a ja się w nią wtuliłam. Rozpłakałam się na dobre.
-Jezu... To straszne...-próbowała znaleźć jakieś słowa, ale ledwo mogła mówić.- J.. Ja... Nie wiem co powiedzieć...
Zielonooka zaczęła mnie gładzić po plechach i uspokajać.
-Musisz powiedzieć o tym Charliemu...
-Nie mogę. Ona mnie zabije... Ja się jej boję...
-Ciiii.... Będzie dobrze, pomogę ci. Co chcesz zrobić?
-Ja... Nie wiem. To sytuacja bez wyjścia. Nawet jeśli zerwę z Charliem, ona będzie się na mnie mścić. Nie chcę go zostawiać. Ja go kocham...
-Będzie dobrze... Nie wrócisz teraz na lekcje. Nie ma mowy.
Dziewczyna pomogła mi się ogarnąć i wyszłyśmy ze szkoły. Udałyśmy się do galerii. Tej samej w której miałam się spotkać z Leo. Wysłałam sms'a do Charlsa, żeby się nie martwił i nie przyjeżdżał po mnie.


~Leondre

Postanowiliśmy jednak iść do szkoły. Blondynka poszła się przyszykować do swojego domu. Gotowy udałem się pod jej dom. Usłyszałem śmiechy, więc wszedłem do środka. Zobaczyłem Paulę i... Asha. co on tu robi...
-Hej Leo!-dziewczyna posłała mi promienny uśmiech.
Podszedłem do niej i namiętnie pocałowałem w usta.
-Smakujesz Nutellą...
-Może dla tego, że właśnie jem kanapkę z Nutellą na śniadanie?
Popatrzyłem z wyższością i zadowoleniem na Asha. Miał grymas na twarzy.
-Moglibyście zachować te czułości na później Devries...
Zmierzyłem go wzrokiem dając do zrozumienia, że ma się przymknąć.
-A co ty tu w ogóle robisz, co?
-Leo, nie denerwuj się. Ash chce tylko iść z nami i Verą do szkoły. Na dworze nie było zbyt ciepło więc wpuściłam go do środka.
-A nie mógł poczekać u Very?
-Leo. Nie bądź nie miły, ok?
Podszedłem do niej i nachyliłem się nad jej uchem.
-Nie ufam mu. I go nie lubię.
Blondyna przewróciła oczami i mnie przytuliła.
-To ciebie kocham. Nie jego.-jej szept był ledwo słyszalny.
-Ja ciebie też-powiedziałem to tak, żeby tylko ona mogła to usłyszeć, po czym dodałem głośniej- Idziemy do tej szkoły?
-Tak, chodźmy już...
Wyszliśmy z jej domu. Po chwili dołączyła do nas Vera, która rozluźniła atmosferę. 
Lekcje mijały dość szybko. Nadeszła pora na obiad, więc udaliśmy się całą trójką, a właściwie czwórką, bo Ash się doczepił, na stołówkę.
-To ja przyniosę jedzenie! Na co moje panie mają ochotę?
Jezu... Skacze koło Pauli i Very jak jakiś piesek. Koło Verki to może, to nawet lepiej, bo da Pauli spokój. Gdy chłopak odszedł od naszego stolika wyrzuciłem z siebie wszystko.
-Czy on musi ci się tak podlizywać?
-Po prostu jest miły. Jak każdy przyjaciel.
-Ta, jasne. Skacze koło ciebie jak pies koło kiełbasy.
-Jesteś zazdrosny.-blondyna uśmiechnęła się- Awww...To słodkie...
-Nie jestem zazdrosny.-odburknąłem i posłałem jej oburzone spojrzenie.
-Nie, wcale.. Nie ma o co.
Dziewczyna pocałowała mnie akurat w momencie, gdy do stolika wrócił Ash. Zupełnie 'niechcący' potknął się i cała zawartość jednego z talerzy wylądowała na Pauline.
-O nie! Strasznie cie przepraszam! Nie chciałem, zaraz ci pomogę!
Zaczął podawać jej tonę chusteczek, sprzątać i tak dalej... Ugh.. Czy on nie rozumie, że to MOJA dziewczyna?
-Ja. Jej. Pomogę.-spiorunowałem go wzrokiem i zacząłem pomagać Pauli.
-Muszę się przebrać, jestem cała brudna...-blondyna ze zmartwieniem próbowała zetrzeć obiad z ubrań.
-Odprowadzę cię do domu, ok? Chodź księżniczko.
-Ja ją odprowadzę, moja grupa ma odwołanego niemca, więc już skończyłem.
-Leoś... Nie chcę, żebyś przeze mnie opuszczał lekcje.
-Paula...
-Leo, spotkamy się później, ok?
-Na 5p.m. umówiłem się z Viki w galerii, bo chciała pogadać... Nie wiem o co chodzi, ale chyba powinnaś z nią pogadać...
-Dobra, wpadnę do niej, ok? A teraz lecę.
Dziewczyna podeszła do mnie i pocałowała w policzek.
-To do... jutra?
-Tak, będę tęsknić.
Pomachała mi jeszcze i wyszła ze stołówki. Nie wytrzymałem i uderzyłem ręką w stół.
-Ej, Leo, co jest?
-Vera... Doskonale wiesz co. Ash. Klei się do niej.-nagle mój wyraz twarzy radykalnie się zmienił- Ja...Ja się boję, że on mi ją zabierze. Wiesz, że właśnie o to mu chodzi... Ja nie mogę jej stracić...
-Jesteś zazdrosny... W sumie to Ash. Nie dziwię się. Myślisz, że nie widzę co on robi? Leo... Paula to mądra dziewczyna i nie nabierze się na takie gierki. A przede wszystkim jest w tobie zakochana. W tobie, nie w nim.
-Dzięki Veronica...-Uśmiechnąłem się słabo do dziewczyny.- Co ja mam teraz zrobić?
-Powiedz jej o wszystkim. Powiedz jej prawdę Leo. Powinieneś to zrobić już dawno.

~

Siedziałem w Starbucksie i czekałem na blondynkę. Odwróciłem się gdy usłyszałem śmiechy. W moim kierunku szła Victoria z jakąś dziewczyną.
-Hej Leo!
-Cześć.
-Hej, jestem Leslie.
-Leo.-podałem dziewczynie rękę.
-To ja już pójdę. Do jutra.
Les pomachała nam i odeszła.
-No więc? O co chodzi?
-To Charlie nalegał, nie ja.
-Viki, widzę...
-Dobra, to tak w skrócie...
Dziewczyna opowiedziała mi wszystko o tym, jak była prześladowana, i że teraz ta dziewczyna jest z nią w klasie i mówi, że się zmieniła.
-A według ciebie?
-Nie zmieniła się, udaje. Klei się do Charliego i próbuje go podrywać. Leo, co ty byś zrobił na moim miejscu...
-Jesteśmy w identycznej sytuacji...-mruknąłem do siebie pod nosem, ale dziewczyna to usłyszała.
-Co? Jak to?
-Nic, nie ważne... Ja... Nie wiem co  powinnaś zrobić. To co ona ci zrobiła praktycznie wyklucza możliwość przyjaźnienia się z nią. Wiem co czujesz... Ja sam do tej pory nie potrafię normalnie rozmawiać z niektórymi z tych chłopaków...
-Nie do końca rozumiem, ale...-widząc grymas malujący się na mojej twarzy dziewczyna  nie dokończyła -Dobra, nie ważne. Dziękuję, ale...
-Nie mówisz mi wszystkiego. Dlatego nie potrafię ci pomóc.
Blondynka spuściła głowę zmieszana. Czyli jednak. Powiedziałem to bardziej, żeby ją podpuścić, ale tym zachowaniem dała poznać, że jest coś jeszcze.
-Mówię, naprawdę. Lepiej mi powiedz co u ciebie i Pauli?
-Wszystko ok.
-Ta, jasne, właśnie widzę...
-Dobra, po prostu taki jeden, który mnie nienawidzi i teraz udaje, że przyjaźni się z Paulą i w ogóle... Jednym słowem próbuje nas rozdzielić.
-Młody, nie martw się. Paula nie jest głupia, a poza tym jest w tobie bardzo zakochana. Nie zostawi cie.
-Boję się, że...
-Nawet tak nie myśl.
-Po prostu... Między nami jest jakoś dziwnie... Nie wiem jak to określić, ale wydaje mi się, że ona mnie po prostu nie kocha... Nie tak, jak ja ją.
-Leo, posłuchaj. Miłość nie przychodzi od razu. Jesteś dla Pauli bardzo, ale to bardzo ważny. Musisz dać jej czas. Być może ty sam nie czujesz do niej tego, czym jest miłość. Tu nie chodzi tylko o to, żeby ze sobą chodzić, wiele znaczyć, czuć w brzuchu motylki, gdy tylko się spotkacie. Miłość poznajesz po tym, że nawet w bardzo trudnych chwilach się wspieracie. Potrafisz wybaczyć jej wszystko, bo nie potrafisz bez niej wytrzymać. Musicie być dla siebie wsparciem, przyjaciółmi, kochankami i całym światem. Dla kogoś, kogo szczerze kochasz jesteś w stanie zrobić wszystko. Nie wiem jak to ująć. Jestem słaba w tłumaczeniu komuś takich spraw. To nie jest tak, ze ona cie nie kocha. To coś pomiędzy bardzo lubieniem i przyjaźnią, a miłością. Zakochanie. Rozumiesz? Stopniowo się w sobie zakochujecie. Kiedy naprawdę pokochacie, zrozumiecie.
Wstała i ruszyła w kierunku wyjścia z galerii zostawiając mnie osłupiałego w Starbucksie. Powoli wstałem i ruszyłem jej śladem. Nie wiem już sam co robić. Nie chcę jej stracić, ale wiem, że nie mogę jej trzymać siłą przy sobie. Jeśli będzie chciała być z Ashem, niech tak będzie.

~Pauline

Ash odprowadził mnie do domu. Staliśmy przed moimi drzwiami, a ja przegrzebywałam torbę w poszukiwaniu kluczy.
-Nie ma ich...
-Daj, ja zobaczę.
Chłopak wziął ode mnie torbę i już po chwili otwierał zamek w drzwiach.
-Proszę.-przepuścił mnie w drzwiach, a ja weszłam do środka.
Zdjęłam buty i pobiegłam do swojego pokoju rzucając krótki "Zaraz wracam". Przebrałam się w czyste ciuchy i wróciłam na dół.

-Już. Chcesz coś do picia? Jest woda, sok jabłkowy i pomarańczowy, albo herbata.
-To poproszę sok. Jakikolwiek.
Uśmiechnął się przyjaźnie, a ja wyjęłam z szafki szklankę. Nalałam do niej sok i podałam mu. Upił kilka łyków i odstawił przedmiot na stół.
-Jeśli chodzi o ten obiad... Ja na prawdę nie chciałem...
-Nie tłumacz się. Nic się nie stało, nie jestem zła.
-Dzięki...
Chłopak uśmiechnął się słabo i podszedł do półki z książkami.
-Czytasz?
-Tak, kocham książki, ale.. Dawno niczego nie czytałam...
-Czemu? Książki to idealne rozwiązanie na smutki. Możesz o wszystkim zapomnieć. Odciąć się. Pozwolić, by świat fantazji i fikcji wciągnął cię choć na chwilę i uwolnił od problemów. Książki to magia. Zupełnie inny świat. Zamykasz się w nim, i już nic poza tym nie istnieje...
-Wow... Jaki z ciebie poeta. Jestem pod wrażeniem...
-Po prostu moja opinia.-uśmiechnął się i uroczo zarumienił.
-Jeśli chcesz, mogę ci pożyczyć jakąś ciekawą książkę. Mam ich dużo.
-Jeśli masz coś ciekawego... I nie romans.
Zaśmiałam się i stanęłam na małej drabince, żeby ściągnąć książkę z najwyższej półki.
-To powinno ci się spodobać.
Odwróciłam się gwałtownie i ruszyłam na przód. Oczywiście zapomniałam, że stoję na drabinie i spadłam. Przygotowałam się na twarde lądowanie, gdy wpadłam w czyjeś miękkie, ciepłe i silne ramiona.
-Uważaj, bo się zabijesz we własnym domu podając mi książkę!
Chłopak nie przestając się śmiać odstawił mnie na ziemię i wziął ode mnie książkę. Nie odsunął się jednak ode mnie. Patrzył na mnie przenikliwym wzrokiem. Jego twarz była coraz bliżej mojej. Moje serce szybciej zabiło, jakby chciało uciec z mojej klatki piersiowej. Dzieliły nas milimetry...Jego usta nagle znalazły się na moich. Były ciepłe, delikatne. Smakował sokiem  pomarańczowym. Zapragnęłam bliskości drugiego człowieka. I stało się coś co nie miało się prawa stać. Oddałam pocałunek. Pomyślałam o tym, jak wspaniale było całować się z Leo... Leo! Co ja robię!? Odsunęłam się gwałtownie od chłopaka.
-Musisz już iść. Wyjdź.



~Leondre

Zawahałem się, ale ostatecznie nacisnąłem dzwonek do drzwi. Na dworze było już ciemno i zaczynało się ochładzać. Nie mogłem przestać myśleć o tej jednej sprawie, więc od razu pobiegłem do domu blondynki. Po chwili drzwi otworzył mi wysoki mężczyzna ubrany w dżinsy i luźną koszulkę.
-Dobry wieczór, jest Paula?
-Tak, jest, zapraszam.
Mężczyzna przepuścił mnie w drzwiach. Zdjąłem buty, a tata Pauline wskazał mi schody. Wbiegłem po nich szybko po czym zatrzymałem się przed właściwymi drzwiami. To będzie jedna z najtrudniejszych rozmów w moim życiu.Ostrożnie zapukałem i nie wchodziłem, póki nie usłyszałem cichego "proszę". Nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka.
-Leo?
-Cześć Pauline...
-Coś się stało?-dziewczyna podniosła się na łóżku do pozycji siedzącej.
-Musimy porozmawiać. Chodzi o nas. Nie będę przedłużał, więc myślę, że powinniśmy na jakiś czas od siebie odpocząć. Rozmawiałem z Viki. Myślę, że jeśli nie jesteś pewna swoich uczuć, to to najlepsze rozwiązanie. I jeszcze Ash. Jeśli będziesz chciała być z nim, to nie będę stawał wam na przeszkodzie. Jesteś najwspanialszą osobą, jaką dało mi życie. Ty i Charlie. Bardzo bym chciał mieć waszą dwójkę przy sobie. Najlepszego przyjaciela i dziewczynę, w której jestem bardzo zakochany. Chcę, żebyś była szczęśliwa, bez względu na to, jakie to będzie miało skutki dla mnie. Chcę mieć po prostu pewność, że to właśnie na ciebie czekałem całe życie. A ty na mnie. Jeśli mnie nie kochasz, chcę o tym wiedzieć. Myślę o nas na poważnie i nie chcę, żeby to było tylko nastoletnie zakochanie. Bo czuję, że to coś więcej. Może i gadam bez sensu, ale właśnie tak się teraz czuję. Zagubiony. Nie mam pojęcia co się teraz dzieje. Ale jeśli mam cie stracić, to wolę, żeby stało się to teraz. Póki jeszcze każdy, choćby  najmniejszy skrawek mojego serca i mojej duszy nie należy do ciebie. Przepraszam...
Blondynka wysłuchała mnie w ciszy z dezorientacją wymalowaną na twarzy. Kilkakrotnie otwierała i zamykała buzię.
-Leo... Ja... Przepraszam... Według mnie to też jest dobre rozwiązanie. Nie wiem jak długo bez ciebie wytrzymam, ale myślę, że jest nam to potrzebne. Chcę tylko, żebyś wiedział jedno. Ash dla mnie nic nie znaczy. W każdym razie nie tak jak myślisz. Jest moim przyjacielem i nie chcę tego zmieniać. Nie lubię rzucać słów na wiatr. "Kocham Cię". To zbyt cenne słowa, by mówić je każdemu, bez zastanowienia się czy tak jest. Dlatego zanim to powiem, chcę mieć pewność. Te dwa słowa mają zbyt wielką wartość, a ja nie chcę robić sobie nadziei. Ani tym bardziej tobie. Zbyt bardzo mi zależy, żeby tak cię skrzywdzić. Przepraszam Leo... Może wtedy powinnam była powiedzieć, że to jeszcze nie czas. Przepraszam....


---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jeeeejjjj!! Jest rozdział!
A ja padam na twarz! Nogi mi odpadają po 8h łażenia po Złotych Tarasach...
Ale się obkupiłam! Nie... Nie byłam wcale nie wagarach, ok?
Jak wam się podoba rozdział?
Mi się podoba xD Hahahahahhahahahahahahahhahahah xDDD
Ugh... Nie wiem co napisać...   Jestem wyczerpana...
Ale przynajmniej mam krótkie spodenki w innym kolorze niż czarny xD
I byłam trzy razy w Starbucksie.. No i ogólnie było super!
Polecam xDDDDDDDDDDDD
Mam jeszcze trzy rozdziały w zapasie, więc na razie się nie martwcie....
Więc myślę, że tak często jak dodaje jest ok...
Na drugim blogu... Nie napisałam jeszcze nawet rozdziału, więc na razie nie będzie.
Myślę, że jednak nie skończę bloga do końca roku szkolnego,
ale postaram się w wakacje w lipcu dodawać rozdziały...
Jak niektórzy wiedzą wyjeżdżam na 3 tygodnie i nie wiem,
gdzie będę miała neta... Tak więc mam nadzieję, że mnie nie opuścicie...
Bo z tego co zauważyłam jest kilka osób, które komentowały, ale przestały,
a dużo osób już tego nie czyta...
Jest aż tak źle???
Fakt, nie uważam tego za jakieś fajne, bo tak nie jest. Mam nadzieję, że drugie będzie lepsze!
Ile jeszcze rozdziałów do końca?
Myślę, że tak... 15-20... Ale nie jestem pewna, bo jeśli za bardzo nie rozbuduję tego co chcę...
To mało do końca...
A tak w ogóle ostatnio znalazłam świetne ff... Aż się poryczałam gdy je czytałam...
Blog i historia jak dla mnie są genialne! Dziewczyna ma wielki talent!
Nie wiem czy mogę podać link do jej bloga, ale jeśli tak, to dodam w następnym rozdziale, ok?
Coś jeszcze.... Jeju, jak się rozpisałam...
A! Nie składałam wam życzeń na Dzień Dziecka, ale nie było rozdziału i wiecie...
Spóźnione Najlepszego!!!
Kocham Was bardzo!!!
Dziękuję<3333
~Paula